Liczniki zdalnego odczytu, czyli wiem, ile zużywam energii elektrycznej
Rozmowa Sławomira Kosielińskiego z Markiem Wąsowskim, dyrektorem Biura Konsorcjum Smart Power Grids Polska, Fundacja Wspomagania Wsi, wrzesień 2014 r. [14min]
Wciąż zdecydowana większość z nas – klientów indywidualnych oraz Małych i Średnich Przedsiębiorstw – płaci za zużytą energię elektryczną na podstawie tzw. prognoz w cyklu półrocznym. Sprzedawca energii, analizując nasze dotychczasowe zużycie energii, prognozuje, ile jej będzie nam potrzeba. Jeśli zużyjemy więcej, w końcowym rozrachunku dopłacamy, jeśli mniej – kolejne płatności mogą być pomniejszane o nadpłatę. Ten system, oparty o liczniki zużycia energii starego typu, uniemożliwia nam bieżącą kontrolę wydatków na prąd. Nauczeni doświadczeniem z telefonii komórkowej, chcielibyśmy wiedzieć konkretnie za co płacimy.
W tym celu do 2018 r. w każdym gospodarstwie domowym mają zostać zainstalowane liczniki zdalnego odczytu, liczniki elektroniczne (błędnie nazywa się je też inteligentnymi), które wskażą nam zużycie energii kwadrans po kwadransie, zaś sprzedawcy pozwolą proponować bardziej elastyczne taryfy. Słowem, dostaniemy prawdziwy biling energetyczny zgodnie z naszymi nawykami.
Licznik zdalnego odczytu jest też niezbędny, by móc samodzielnie produkować prąd i stać się prosumentem dzięki mikroźródłom Odnawialnej Energii Elektrycznej (OZE). Taki licznik może mierzyć przepływ prądu w obu kierunkach tj. pobieranego z ogólnokrajowej sieci elektroenergetycznej oraz sprzedawanych do sieci państwowej nadwyżek energii elektrycznej wyprodukowanej na miejscu.
***
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.